niedziela, 10 stycznia 2016

Chapter 3. I tread a troubled track.


Rozdział dedykowany smutnym osobom.


   Rydel, ile mam ci razy powtarzać, że nic mi nie jest?
Krzyknąłem próbując uspokoić siostrę. Stałem w salonie, a moje rodzeństwo świdrowało mnie wzrokiem. Nigdy mi nie wierzyła. Miałem już tego dosyć. Czasami miałem wrażenie, że mi nie ufa. Bała się o mnie, jakbym był małym dzieckiem. To ja powinienem zacząć się o nią martwić. Coraz częściej widzę ją smutną. To chore ile razy można być zranionym. Bałem się o nią. Wiem jak bardzo potrzebuje przyjaciół. To prawda, ma nas, ale... Każdy potrzebuje kogoś z zewnątrz. Kogoś kto nie widzi cię codziennie rano zaspaną, kto nie widzi kiedy jesteś wścieknięta albo pijana. Rydel potrzebuje koleżanki do gadania o chłopakach i damskich bzdetach. Nienawidziłem siebie, za to, że pozwoliłem ją skrzywdzić. Byłem taki głupi. Jak mogłem nie zauważyć, że pod tym wielkim uśmiechem kryje się niewyobrażalna rozpacz? Miałem ochotę stanąć na rzęsach, byle tylko jej pomóc, ale to było trudne. Stanąć na miejscu osoby, która tyle wycierpiała i jakoś zaradzić.
     – Dobra! – warknęła wściekła i rzuciła pilot na kanapę. – Tylko potem do mnie nie przychodź po pomoc! – dodała i wybiegła do swojego pokoju.
     Zarąbiście Ross. No to się porobiło.
Moi bracia patrzyli na mnie ze złością. Riker chciał mi coś powiedzieć, ale Rocky, który wyjątkowo nie miał dziś humoru, go uciszył.
  Zacisnąłem szczękę i  skierowałem się do kuchni. Od rana nic nie jadłem. Cały lunch przesiedziałem z Laurą, a potem już nie miałem czasu. Na samo wspomnienie momentu pocałunku uśmiechnąłem się szeroko. Mimo, że znaliśmy się krótko, polubiłem tą dziewczynę. Może nie byłem w niej zakochany, ale była całkiem okay. Właściwie to nawet nie wiem czemu ją pocałowałem. To był impuls. Coś co nie powinno się zdarzyć. A to w jej pokoju. To.. po prostu. Miałem ochotę to powtórzyć i to zrobiłem. Czy to coś złego?
  Wyciągnąłem z lodówki resztki pizzy i podgrzałem ją w mikrofalówce. Odkąd zamieszkaliśmy tutaj, nasze jedzenie składa się tylko i wyłącznie z pizzy.
  Opierając się o blat, rozejrzałem się po pomieszczeniu. Wszędzie walały się pudła. Nie zdążyliśmy jeszcze wszystkiego wypakować. Wprowadziliśmy się tu dopiero kilka dni temu, a już dużo się wydarzyło.
  Ukryłem twarz w dłoniach i oddychając głęboko, czekałem aż mikrofala się wyłączy.


  Odłożyłem talerz na puste biurko i usiadłem między pudłami w swoim pokoju.
Laura. To imię krążyło mi po głowie odkąd mi je wyjawiła. Jest bardzo ładna, mimo swojej wychudzonej twarzy i oklapniętych loczków. Co ja gadam, ona jest prześliczna. Nawet zadrapanie u niej było czymś pięknym.
  Gdy ten Jacob zaprosił ją na randkę, nie wiem co we mnie wstąpiło. Miałem ochotę go zabić, jakby Laura była moją własnością. Miałem nadzieję, że się nie zgodzi, ale postąpiła inaczej...
  Sięgnąłem po książkę i spróbowałem czytać. Jednak moje myśli odpływały. Miałem dość, rzuciłem lekturę na łóżko i wyszedłem z pokoju. Zapukałem delikatnie do drzwi na przeciw. Usłyszałem ciche pozwolenie, pociągnąłem za klamkę i moim oczom ukazała się przytulna sypialnia siostry. Nadal się nie urządziła. Kilka kartonów leżało pod białą ścianą. Łóżko stało obok okna, z którego rozciągał się piękny widok na ocean. Wybrała sobie najlepszy. Nie było w nim już nic oprócz wielkiej, białej szafy.
  Leżała na puchatym dywanie wpatrzona w sufit. Wiedziałem, że płakała. Miała czerwone, podkrążone oczy. Skruszony położyłem się obok niej.
      – Rydel... Tak mi przykro... – szepnąłem odwracając głowę, żeby na nią spojrzeć. Blondynka nie odzywała się. – Nie wiem co się ze mną dzieje... Nie chciałem na ciebie krzyczeć.
Westchnęła. Zamknęła na chwilę oczy, by zaraz je otworzyć.
      – To ja przepraszam. Nie powinnam mieszać się w twoje sprawy.
Leżeliśmy tak przez chwilę pusto patrząc na sufit.
      – Poznałem kogoś. – szepnąłem. Siostra gwałtownie odwróciła do mnie głowę. Jej oczy świdrowały każdy kawałek mojej twarzy.
      – Poznałeś?
      – Tak, ma na imię... – nie zdążyłem dokończyć, ponieważ do pokoju wpadł Rocky. Wykrzyknął, że w telewizji lecą Kucyki Pony i pobiegł dalej. Zaśmiałem się. Widocznie dobry humor już mu powrócił. Po chwili ciszy dodałem: – Laura. Tak się nazywa.
Uśmiechnąłem się do siebie.
      – Ma na ciebie dobry wpływ. – przyznała Rydel. Zastanowiłem się chwilę i pokiwałem twierdząco głową. Tak, ma na mnie dobry wpływ.

Laura

  Wysiadłam z samochodu Jake'a dziękując za spędzony wieczór. Może nie był idealny, ale było całkiem miło. Komedia mimo, że tandetna, to muszę przyznać, że parę razy się zaśmiałam. Zbliżała się dziesiąta wieczorem, ale nie byłam zmęczona.
  Uśmiechnęłam się do niego ostatni raz i zatrzasnęłam drzwi. Obeszłam samochód i przeszłam przez bramę.
      – Do zobaczenia w szkole! – Jacob zawołał za mną. Odwróciłam się na pięcie i pokiwałam mu. Zamknął drzwi, po czym odjechał z piskiem opon. Westchnęłam z ulgą, a uśmiech od razu zszedł mi z twarzy. Ze złością kopnęłam niewielki kamień. Poturlał się na ulicę, ale ja stałam nadal w miejscu i po prostu patrzyłam. Kilka łez spłynęło po moich policzkach.
  Wiedziałam jak skończy się ta znajomość. Chciał tylko jednego, a potem mnie ośmieszy i zostawi. Zdawałam sobie z tego sprawę, ale nic nie mogłam zrobić. Było już po prostu za późno. Będę musiała to przeżyć, jak zawsze.
  Pustą uliczką skierowałam się do starej fabryki, oddalonej kilka minut drogi od mojej ulicy. Było chłodno, a ja cała się trzęsłam, jednak twardo szłam przed siebie. Miałam potrzebę i zamierzałam wytrwać.
  W opuszczonej fabryce mebli, weszłam schodami do gabinetu. Pomieszczenie było już zniszczone i brudne. Na przeciw wejścia wstawione były okna przysłonięte żaluzjami, z widokiem na wytwórnię. Z lewej strony ustawiono drewniane biurko, z którego można by było zdzierać kurz szpachelką i krzesło. Po prawej był stary materac, a na nim chłopak. Mój dobry znajomy.
  Był dwudziestodwuletnim brunetem. Zawsze gdy go widziałam na głowie miał czapkę z daszkiem. Tym razem nie miał jej, więc mogłam zobaczyć jego brązowe loczki. Muszę przyznać, że był nawet przystojny, jednak nie zamierzałam zostać jego dziewczyną. Poznałam go jakiś rok temu, gdy w sklepie zgodził się kupić dla mnie paczkę papierosów.
      – Laura. Co za miłe spotkanie. – wyszczerzył zęby, uśmiechając się upiornie. Skrzywiłam się lekko.
      – Nie przyszłam tutaj na pogaduszki Jason. – odparowałam. Brunet leżał niedbale, podpierając głowę rękoma. Miał na sobie szare dresy i biały podkoszulek ukazujące jego niemałe mięśnie. Założyłam ręce i czekałam na jakikolwiek odzew od niego. Patrzył na mnie wyczekująco, jakby nie mógł się domyśleć o co chodzi. – Miałeś mi załatwić fajki. – burknęłam rozglądając się po pomieszczeniu.
      – A co dostanę w zamian? – wstał z łóżka i do mnie podszedł. Był wyższy ode mnie, przez co musiałam podnieść głowę, żeby na niego spojrzeć.
      – Kasę. Na nic innego nie licz. – warknęłam wiedząc co ma na myśli.
      – Miałem nadzieję na coś lepszego.. – szepnął wodząc palcem po moich wargach. Zdenerwowana strzepnęłam jego dużą rękę. Westchnął wiedząc, że się tak łatwo nie poddam. Podszedł do małej szafki i wyciągnął z niej kilka paczek papierosów. Rzucił je w moją stronę, a ja ledwo je wszystkie złapałam. Było ich może z sześć. Jason wrócił do mnie, złapał mój podbródek i podniósł moją głowę tak, że patrzyłam na niego. – Następnym razem nie odmówisz mi. – szepnął i musnął moje usta swoimi. Wzdrygnęłam się. Chłopak mnie puścił i usiadł na biurku. – To co z tą kasą? – Otrząsnęłam się i wyjęłam z kieszeni plik banknotów. Podałam mu, a on je szybko policzył i uśmiechnął się półgębkiem. – Grzeczna dziewczynka.
  Schowałam paczuszki do kieszeni i wyszłam z pomieszczenia. Zbiegłam pośpiesznie po schodach i wydostałam się na zewnątrz. Wieczorny wiatr owiał moją zmęczoną twarz. Zaczęłam biec. Potrzebowałam tej adrenaliny. Potrzebowałam ukojenia. Potrzebowałam spokoju.


Piosenka: Amy Winehouse- Back to black
 Tłumaczenie tytułu: Stąpam ścieżką pełną zmartwień.
__________________________


Hello everybody .
Rozdział długością nie powala, a do tego jest nudny i okropny. Spóźniony o tydzień..
I'm sorry. Obiecuję, że następny będzie lepszy.
Jeżeli są jakieś błędy, to mnie poprawcie :)
Jutro szkoła :( Niech weekend będzie dłuższy chociaż o jeden dzień.
Przygnębiająca pogoda.

Umieram powoli...

Nicole Lucy Lynch.

3 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Witam ;3 o zdrowie pytam.
      Rozdział to istna klapa 👍
      Dobra muszę kończyć, nie mam ochoty dawać tu mojej opinii.
      Powiem jedno zero ^^ hahah
      Jestem taka bardzo szczera nie ? Każdy o tym chyba powinien wiedzieć ;33 buhahaha


      Lynch wiesz jak bardzo cię lubię nie?
      No więc ^^ zacznę mój prawdziwy monologejszyn :| bo tamten był powitalny jak zawsze no sama rozumiesz. Rozdział bardzo mi się podoba. Czytałam go już bardzo bardzo ale bardzo dawno. Znaczy dziś sobie trochę przypomniałam, hihi właściwie ktoś przypomniał ^^

      Kurcze to znacznę już, booo ...
      Rozdział jest megaa ☺ mimo kilku scen smutnych :( no to szykuje się
      Scena 1 : Kłótnia Ross',a z Rydel. Z jeden strony rozumiem Rydel, martwi się o własnego brata. Każda siostra chce wiedzieć co dzieje się u rodzeństwa. Aaale bywa ^^ Wracam teraz do Rositki ;3 zdenerwował mnie. Mógł chociaż jej powiedzieć coś. Na szczęście się pogodzili. I jestem happy
      Scena 2 : Pocałunek
      Ross to dupek ! Taki mały dupek. Pocałował pod wpływem impulsu ?!
      Tak nie może być ^^ aaah
      Tylko ją lubi ? ;3 łeee ROSS + LAURA
      Nie są razem, ale jest o nią zazdrosny. To dobrze ;3 bo może to taki początek ? I potem będą parą. Haahah mam chore wymysły. Jake zaprosił ją na randeczke yyyep on się zgodziła ☺☺☺
      Scena 3: Wykorzystana
      Tak bardzo szkoda mi Laury. Wiedziała, ze Jake chce ją wykorzystać , a potem ośmieszyc :(
      Potem poszła do tej cholernej fabryki po fajki ! ;3 ffffuuy

      Dobra jest już zmęczona ! Dobranoc
      Jasmine T.
      Ps. Dodaj szybko następny :)

      Usuń
  2. Trafna dedykacja, powiem szczerze.
    Rozdział nie jest nudny. Jest spoko. Bardzo podoba mi się imię Rydel. Jest takie.. Nie wiem jak to określić. Bardzo mi się podoba i tyle.
    Co tu dużo mówić? Jest dokładnie 00:44, kiedy piszę to zdanie, słuchając Marka Torzewskiego i Jacka Kaczmarskiego. Jejku, interpretowałam piosenkę tego drugiego na próbnym egzaminie z polskiego :D Przypominam o sobie... :)
    "Więc po stróżkach cudzej krwi wiedzie wąski ślad na szczyt"
    Z miłością
    D.Q

    OdpowiedzUsuń