sobota, 26 grudnia 2015

Chapter 2. Please don’t go, I love you so.

 Rozdział dedykowany Kai, która stała mi się bardzo bliska, 
mimo tak krótkiego czasu.

Wyszłam z klasy ostatnia. Ross jak tylko usłyszał dzwonek, poderwał się z siedzenia i pobiegł do wyjścia. Znów zostałam sama.
    Powinnaś się już przyzwyczaić Lauro.
Zamknęłam drzwi klasy i poszłam w stronę sali chemicznej. Miałam ochotę się wyrwać ze szkoły. Iść do mojego miejsca i tam w spokoju pomyśleć. Usłyszałam za sobą kroki. Mimo, że mnie korciło, nie odwróciłam się.
   – Czemu za mną idziesz? – zapytałam jakby od niechcenia. Zatrzymałam się, a Lynch wpadł na mnie.
   – A dlaczego by nie? – uśmiechnął się cwaniacko. – A tak serio, to pomyślałem, że mogłabyś oprowadzić mnie po szkole.
Jęknęłam. Nie miałam ochoty oprowadzać nikogo, tym bardziej Rossa.
   – A dlaczego nie zapytasz o to Emmy? – syknęłam.
   – Zdecydowanie wolę ciebie. – uśmiechnął się. – To co?
Westchnęłam i zgodziłam się. Nigdy tak łatwo się nie poddawałam, ale on ma w sobie jakąś dziwną energię, która mnie do niego przyciąga. Po prostu nie mogłam się mu oprzeć.

 Gdy zatrzymaliśmy się pod klasą w której mieliśmy teraz lekcje, Ross podziękował mi. Uśmiechnęłam się do niego lekko. Nikt od trzech lat nie widział mnie uśmiechniętej. Ross to naprawdę wyjątek. Blondyn wszedł do sali, a moją uwagę zwrócił Nick, który flirtował z dziewczyną z młodszej klasy. Nie była jakoś nadzwyczaj ładna. Blond włosy sięgały jej do pasa. Zielone oczy wpatrywały się w mojego brata jak w obrazek, a opięta sukienka tylko podkreślała jej figurę modelki. No dobra, może jest trochę ładna, ale wydaje się kolejną pustą laską. Nick nie był tak popularny jak Emma i jej banda, ale jednak był rozpoznawalny. To dziwne, że jeszcze nie usłyszał tych wyzwisk rzucanych w moją stronę. Już miałam wejść do klasy, kiedy chłopak mnie zauważył.
   – Laura!
   – Czego? – burknęłam, widząc jak blondwłosa piękność patrzy na mnie. Gdyby wzrok mógłby zabijać, leżałabym już martwa. Dziewczyno, czego ty się boisz? Że zabiorę ci kolejnego chłoptasia?
   – Zapomniałaś śniadania. – wydyszał i podał mi małe zawiniątko. Skrzywiłam się, ale wzięłam od niego lunch.
Nie miałam ochoty na jedzenie, ale moi bracia uparcie wpychali we mnie te niepotrzebne kalorie. Gdyby naprawdę coś o mnie wiedzieli, zauważyli by, że jedzenie, które mi dają wyrzucam do śmieci. Wzruszyłam ramionami do swoich myśli i w końcu weszłam do pomieszczenia. Rozejrzałam się po klasie i zdziwiona zauważyłam, że miejsce koło Rossa jest puste. Chłopak gdy spostrzegł, że na niego patrzę, uśmiechną się szeroko i poklepał siedzenie obok siebie. Niepewnie do niego podeszłam i usiadłam. Myślałam, że zacznie rozmowę, ale wyjątkowo siedział cicho. Spojrzałam na niego z ukosa i podniosłam jedną brew.
   – Coś się stało stokrotko? – zapytał zdziwiony. Pokiwałam szybko głową. Za szybko. Zmrużył oczy i uśmiechną się półgębkiem. Potrząsnęłam głową i spojrzałam na swoje notatki, które zaczęłam zawzięcie czytać. Czułam jego wzrok na sobie, ale starałam się go ignorować.
   – Cześć Laura. – usłyszałam. Wyprostowałam się i zerknęłam na osobę stojącą przy ławce. Był to Jacob Stone. Największy przystojniak w szkole. – Dałabyś się zaprosić na randkę?
   – Randkę? – powtórzyłam głucho. Ja i on, randka? Czy ja się przesłyszałam?
   – No wiesz, wypad do kina i te sprawy. – Jacob uśmiechnął się olśniewająco. Siedziałam osłupiała i nie wiedziałam co powiedzieć. Zgodzić się?
Za sobą usłyszałam ciche warknięcie Rossa. Zerknęłam na niego. Zacisną pięści i szczękę. W jego oczach widziałam gniew. Patrzył na blondyna jakby chciał go zabić. Odwróciłam wzrok z powrotem na Jacoba.
   – Em, jasne. Czemu nie. – odpowiedziałam w końcu. Nie wiem dlaczego się zgodziłam. Może chciałam zobaczyć reakcję Lyncha. Jego zachowanie mnie zastanawiało.
   – Super. – uśmiechnął się promiennie. – Podjadę po ciebie o szóstej. – dodał i odszedł w stronę swoich kolegów z drużyny. Przyłapałam siebie na tym, że miałam otwarte usta. Szybko je zamknęłam, wyobrażając sobie jak głupio wyglądam. Chwilę jeszcze patrzyłam na blondyna, po czym odwróciłam głowę w kierunku Rossa. Patrzył zły przed siebie, na tablicę.
   – Coś się stało stokrotko? – powtórzyłam jego słowa i zaśmiałam się. Chłopak tylko burknął coś w odpowiedzi.
***
Zadzwonił dzwonek oznajmiający przerwę na lunch. Na korytarzach zrobiło się tłoczno. Każdy chciał być jak najszybciej w stołówce. Ja skierowałam się na dziedziniec. Nie miałam ochoty jeść. Przed szkołą rozciągał się mały lasek, do którego chodziłam. Obejrzałam się dookoła i gdy stwierdziłam, że nikt mnie nie zobaczy, biegiem ruszyłam w las. Biegłam tak jeszcze przez jakiś czas, aż dotarłam do urwiska. Stanęłam na skraju i zamknęłam oczy. Wzięłam głęboki oddech, po czym usiadłam po turecku na trawie, kawałek się odsuwając. Sięgnęłam do kieszeni spodni. Wyciągnęłam stamtąd paczkę papierosów i zapalniczkę. Palenie zastępuje mi jedzenie. Otworzyłam ją i złapałam ostatnią fajkę w palce. Rzuciłam puste opakowanie na ziemię, a papierosa włożyłam do buzi i zapaliłam. Zaciągnęłam się i powoli, uważnie obserwując dym, wypuściłam go z ust. Podciągnęłam kolana do siebie i oparłam głowę na kolanach. Włożyłam papierosa z powrotem i ponowiłam czynność. Poczułam jak ktoś się do mnie dosiada. Zaskoczona odwróciłam się w stronę przybysza. Był to Ross, który uważnie na mnie patrzył. Podniosłam jedną brew, zadając nieme pytanie.
    – Czemu nie przyszłaś na lunch? – zapytał.
    – Nie mam ochoty jeść. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą ponownie trując płuca. Powoli pokiwał głową. Wyciągnął rękę i zabrał mi prawie skończoną fajkę. – Ej!
Myślałam, że wyrzuci go, ale on włożył do ust i się zaciągnął. Patrzyłam na to w osłupieniu.
    – No co? Skoro ty palisz, to ja też mogę. – odpowiedział, widząc moją zaskoczoną minę. Ugryzłam dolną wargę i przestałam się na niego patrzeć. Spojrzałam na swoje buty. Dopiero teraz przypomniałam sobie, że idę na randkę. Na randkę z Jacobem. Z Jacobem Stonem. Nie mogłam w to uwierzyć. Najbardziej popularny i pożądany chłopak zaprosił mnie na randkę. Czy to się dzieje na prawdę?
Poczułam przyjemne mrowienie na policzku. Podniosłam wzrok. Ross patrzył na mnie, a jego palce delikatnie sunęły po mojej, zaschniętej ranie.
    – Co ci się stało? – szepnął prawie nie słyszalnie. Zamknęłam oczy, gdy druga dłoń chłopaka zaczęła bawić się kosmykiem moich włosów. Poczułam na policzku ciepły oddech, a zaraz potem lekkie muśnięcie warg. Pocałował mnie. Ross mnie pocałował. Zagryzłam wargi tak, że zaczęła się z nich powoli sączyć krew. Zarumieniłam się totalnie. Czułam jak moja twarz płonie od dotyku blondyna. Bałam się otworzyć oczy. Bałam się zobaczyć jego twarz. Moje serce obijało się o żebra jak szalone. Podbródek trząsł się jakby z zimna. Nie było mi zimno, w tej chwili byłam rozpalona jak nigdy. Powoli uchyliłam powieki. Pierwszymi co zobaczyłam, były oczy blondyna. Był blisko mnie. Bardzo blisko. Jak gdyby chciał mnie pocałować, tym razem w usta. Jego piękne, czekoladowe oczy wpatrywały się we mnie. Był w nich strach, niepewność, ale też radość. Kilka kosmyków spadło mu na oczy. Podniosłam rękę i powoli odgarnęłam je. Nie zabrałam ręki, przejechałam palcem po jego gorących wargach. Czułam się jak nigdy. To było takie dziwne uczucie. Niepewność, ale jednocześnie podniecenie. Drugą rękę położyłam na karku chłopaka. Odchyliłam się do tyłu i położyłam na trawie, ciągnąc Rossa ze sobą. Podparł się ręką koło mojej głowy, ale nadal byliśmy strasznie blisko. Rękę, którą dotykałam jego ust wplotłam w jego cudownie miękkie włosy. Zmrużył oczy. Delikatnie go głaskałam, a on mruczał słodko. Uśmiechnęłam się do siebie. Lubi to. Ross swoją rękę położył na moim udzie. W miejscu gdzie mnie dotknął przeszedł dreszcz. Chwile kreślił kółka patrząc na mnie spod zmrużonych oczu. Nie chciałam już dłużej czekać. Przyciągnęłam go do siebie, aż nasze wargi się zetknęły. Zamknęłam oczy. Przestałam myśleć. Nie interesowało mnie nic, poza Rossem. Nawet dzwonek na lekcje, który usłyszeliśmy przestał się liczyć. Byliśmy tylko my. I nic po za tym.
Ugryzłam lekko jego dolną wargę, a on uśmiechnął się. Zaplotłam ręce na jego szyi, przyciągając go jeszcze bliżej. Najpierw muskaliśmy lekko nasze wargi, a potem zaczęliśmy się całować. Robiliśmy to powoli i delikatnie, jakby to był nasz ostatni raz. Jego usta były tak przyjemnie miękkie. Zamruczałam gdy Ross pocałował mnie w żuchwę. Nie pierwszy raz się całowałam, ale to, to było coś innego. To nie był zwykły pocałunek. Sunęłam palcami po jego plecach, robiąc przeróżne wzorki, gdy zdałam sobie sprawę z tego co robię. Otworzyłam gwałtownie oczy. Blondyn całował moją szyję.
   – Ross? – szepnęłam zachrypnięta.
   – Hm? – zamruczał nie przestając mnie całować. Zadrżałam gdy pocałował moje ramię. Co my robimy. Przerażona delikatnie odsunęłam chłopaka od siebie. Zdziwiony podniósł głowę i spojrzał w moje oczy. – Zrobiłem coś nie tak?
   – Tak, znaczy nie, znaczy... przepraszam. – szepnęłam i wygramoliłam się z pod chłopaka. Podniosłam swoją bluzę, nie wiedząc kiedy ją zdjęłam. Ostatni raz spojrzałam na zdziwioną twarz Rossa i szybkim krokiem uciekłam.
***
Gdy zamknęłam drzwi domu, zaczęłam się trząść. Co ja zrobiłam. To nie może być prawda. To tylko jakiś głupi sen. Na nogach jak z waty weszłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i zasnęłam z nadmiaru wrażeń.
Obudziły mnie hałasy na dole. Potarłam zaspane oczy i usiadłam. Na dworze było już ciemno. Chwilę patrzyłam na okno, gdy zdałam sobie sprawę, że mam randkę. Jak oparzona wyskoczyłam z łóżka, potykając się o moje dresy.
    Cholera.
Spojrzałam na zegar wiszący nad biurkiem i odetchnęłam głęboko. Mam jeszcze godzinę. Wyszłam z pokoju i zbiegłam po schodach. W salonie chłopacy oglądali jakiś horror. Podeszłam do nich i wzięłam trochę popcornu.
    – Gdzie Nick? – zapytałam zaskoczona nieobecnością brata. Nigdy nie opuścił by horroru. Bliźniaczkę by poinformował, prawda?
    – Wyszedł. Chyba z dziewczyną. – mruknął Adrian, nawet nie racząc mnie spojrzeniem. Randka? Z tą pustą lalą? Ugh, jak go spotkam to go chyba uduszę. Zerknęłam na ekran telewizora, akurat w momencie kiedy jakiś szalony clown odcinał głowę małej dziewczynce. Wzdrygnęłam się i nie chcą na to patrzeć, weszłam do kuchni. Wyciągnęłam z lodówki butelkę wody i napiłam się jej. Miałam już zamiar iść się przygotować na spotkanie, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Zdziwiona zerknęłam na zegar. To jeszcze nie pora, żeby Jacob przyszedł. Wzruszyłam ramionami i otworzyłam drzwi. Na progu stał we własnej osobie Ross.
     – Ross? Co ty ty robisz? – zapytałam zdenerwowana. Nadal nie otrzęsłam się po pocałunku. Miałam nadzieję, że go już dziś nie spotkam.
     – Możemy porozmawiać? – odparł skruszony. – Proszę... – Zagryzłam wargę i przeklinając siebie w myślach wskazałam mu ręką by wszedł. Weszliśmy do góry, omijając salon. Nie chciałam, żeby chłopacy zaczęli rozmowę na temat antykoncepcji. Otworzyłam drzwi i zaprosiłam go do środka. Rozejrzał się po pokoju i usiadł na łóżku. Poprosiłam go o chwilę, po czym wzięłam pierwsze lepsze ubrania z szafy i poszłam do łazienki się przebrać. Zrzuciłam brudne ubrania i wciągnęłam na siebie czarne jeansy i ciemnozieloną koszulę w kratę. Zrobiłam szybki makijaż i rozczesałam włosy, zostawiając je luźno spadające na ramiona. Powinno wystarczyć.
Weszłam z powrotem do mojej sypialni. Niepewnie usiadłam koło blondyna i czekałam, aż coś powie. Ross zdenerwowany patrzył na czarny dywan i nie miał zamiaru się odzywać.
     – Ross? – spojrzał na mnie gryząc wargę. – O czym chciałeś porozmawiać? – odetchnął głęboko i złapał mnie za ręce. Zdziwiona spojrzałam na jego twarz. Był bardzo zdenerwowany, można nawet powiedzieć, że był zły na siebie. Nie zabrałam rąk, pomyślałam, że tak będzie mu łatwiej.
     – Ja... – zaczął. W jego oczach był strach. Zrobiło mi się go żal. Ścisnęłam trochę mocniej jego rękę, dodając mu otuchy. Wypuścił ze świstem powietrze. – Chciałem cię przeprosić. Nie powinienem był cię całować. Wiem, że jesteś na mnie zła.. ale musiałem tu przyjść. Poczucie winy nie dawało mi spokoju. Byłem taki głupi. Szłaś na randkę, a ja cię pocałowałem. Przepraszam cię...
Przez chwilę panowała między nami cisza. Zastanawiałam się co powiedzieć. Ross unikał mojego wzroku jak ognia.
     – Uspokój się. To nie była twoja wina. Ja też zawiniłam, nie powinnam była cię prowokować. A poza tym Jacob nie jest moim chłopakiem, zaprosił mnie tylko na spotkanie... – powiedziałam uważając na słowa. – Tak właściwie to nie było tak źle.. – szepnęłam uśmiechając się lekko.
Chłopak podniósł głowę i odwzajemnił gest z widoczną ulgą. Jest okay. Wyjaśniliśmy sobie wszystko. Czuję się o wiele lepiej. Westchnęłam i wstałam. Podeszłam do toaletki i wyciągnęłam z niej naszyjnik po mojej babci. Gdy byłam mała nosiła go codziennie. Dostała go od swojego ukochanego w dniu jej osiemnastych urodzin. Błękitne oczko, bardzo przypominało mi tęczówki Josephine. Dostałam go w spadku po niej. Zagryzłam policzek od środka. Lubiłam jeździć do Włoch. Stamtąd pochodzi moja rodzina. Lubiłam ten klimat i kulturę.
Spojrzałam na Rossa i zapytałam
    –  Zapiąłbyś mi naszyjnik?
Uśmiechnął się szeroko i pokiwał głową. Podszedł do mnie z tyłu, a ja podałam mu łańcuszek. Gdy dotknął mojej szyi, przypomniały mi się pocałunki, które tam składał. Zadrżałam. Zapiął wisiorek i złapał za ramiona. Delikatnie odwrócił mnie i spojrzał w moje oczy. Nim zdążyłam coś zrobić, pochylił lekko głowę i musnął moje wargi swoimi.
    – Ross... – szepnęłam oszołomiona.
    – Wyglądasz prześlicznie stokrotko. – uśmiechnął się i włożył mi coś do kieszeni spodni. Wyszedł zostawiając mnie samą. Wybiegłam za nim, ale gdy byłam już na dole, chłopak właśnie wychodził. Podeszłam do drzwi, a blondyn odwrócił się i ostatni raz się uśmiechnął. Koło bramy zaparkował Jacob, gdy zobaczył Rossa zrobił się cały czerwony i podszedł do nas. Złapałam Lyncha za rękę.
    – Cześć Lauro. – syknął Jacob. – A on co tu robi? – warknął patrząc gniewnie na blondyna.
    – Ciebie też miło widzieć. – mruknął Ross, mierząc go wzrokiem.
    – Uspokójcie się. – warknęłam, po czym zostawiłam ich, a sama poszłam po zgniłozieloną parkę i czarne kozaczki na słupku. Jeszcze przelotnie zerknęłam na lustro i zadowolona, wyszłam. – Możemy iść. Dobranoc Ross. – pocałowałam go w policzek i podeszłam do Stone'a. Młody Lynch uśmiechną się zwycięsko.
Wsiadłam do samochodu, a zaraz po mnie mój dzisiejszy partner. Odpalił silnik i wyjechaliśmy na ulicę. Zapytałam dokąd mnie zabiera. Byłam trochę zaniepokojona. To była moja pierwsza randka i nieco się jej obawiałam.
     – Co powiesz na kino?
Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową.

Piosenka: Alt-j (∆) Breezeblocks
Tłumaczenie tytułu: Proszę, nie odchodź, tak bardzo cię kocham.

____________________


Witajcie kochani,
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba. Chciałam go dodać w wigilię jako taki prezent świąteczny, no ale nie wyszło, niestety. Chcę złożyć Wam najszczersze życzenia, trochę spóźnione, ale lepiej późno niż wcale, prawda? Tak więc, dużo zdrowia, bo to najważniejsze (sama się o tym przekonałam), szczęścia i oczywiście spełnienia waszych najszczerszych marzeń. Także, życzę miłej przerwy świątecznej i zapraszam już za tydzień.

Nicole Lucy Lynch.


4 komentarze:

  1. Bardzo, bardzo, bardzo, najs XD

    Przepraszam, że tak późno komentuję- a przeczytałam go już chwilę temu.
    Jak zawsze cudownie napisane *.* Aaaa...
    Nie podoba mi się ten Jacob :( mam dziwne przeczucia... idk, jestem dziwna.

    Czekam na next :*

    P.S. Nie umiem pisać komentarzy :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo, bardzo dziękuję :*
    Jacob... Oj. Będzie się działo :D

    Umiesz pisać :*

    OdpowiedzUsuń